poniedziałek, 5 marca 2018

Aquaman - Tom 2 - Nadpływa Czarna Manta

Uwaga!!!

FABUŁA

Scenariusz: Dan Abnett

Stosunki Atlantydy ze Stanami Zjednoczonymi są mocno napięte i wystarczy już tylko drobna iskra, by doszło do wybuchu wyniszczającej wojny pomiędzy oboma narodami. Gęstą atmosferę panującą pomiędzy zwaśnionymi stronami, dla własnych niecnych celów, próbuje wykorzystać dowodzona przez Czarną Mantę tajna organizacja terrorystyczna o nazwie NEMO, czyli… Nautyczna Egzekutywa Makrokosmicznego Ordynku.
Serio? Kurwa, tylko ja ogarniam jak debilnie to brzmi? Jak się okazuje ta kolejna już w uniwersum DC wielce "tajna organizacja terrorystyczna" posiada potężne zaplecze ludzkie oraz finansowe (a jakże!), więc jest w stanie dokonywać aktów terroru na ogromną skalę zarówno w świecie pod wodą jak i tym na powierzchni. Pozostający w ukryciu sabotażyści podsycają konflikt Atlantów z ludźmi, próbując zrzucić winę za wywołane przez siebie ataki na zantagonizowane strony konfliktu. Teraz jedynie Aquaman jest w stanie powstrzymać terrorystów i nie dopuścić do eskalacji konfliktu oraz wybuchu wojny. Koncepcja wyjściowa dla tej serii wydaje się być całkiem sensowna, niestety wykorzystane przez Dana Abnetta środki do jej rozwoju to w większości przypadków oparte na tanich chwytach fabularne badziewie.

Pierwszym ruchem terrorystów jest aktywowanie uśpionej gdzieś na dnie oceanu wielkiej bestii, której jedynym zadaniem jest dokonać jak najwięcej zniszczeń zarówno w Atlantydzie jak i na powierzchni. Potworem tym okazuje się być niezniszczalny, posiadający moc samo uzdrawiania Shaggy Man, czyli w chuj tandetne monstrum będące chyba jakimś dalekim krewnym Chewbakki.
Aquaman walczy z Shaggy Manem (rys. Scot Eaton)
Brutalne starcie z tą kudłatą kreaturą kosztuje Aquamana wiele siniaków, ale ostatecznie dzięki sprytnemu fortelowi udaje się teleportować stwora poza ziemską orbitę. 

Na tym jednak próby zdestabilizowania światowego porządku przez NEMO się nie kończą. Terroryści dopuszczają się kolejnych ataków zarówno na ziemi jak i pod wodą, korzystając przy tym z coraz bardziej cudacznych maszyn wojennych, a także ogromnych morskich potworów. Napędzające akcję tego komiksu działania wojenne przedstawione zostały nie tyleż efektownie, co raczej efekciarsko. Abnett prześciga się w kolejnych bzdurnych rozwiązaniach, dając czytelnikowi do przełknięcia olbrzymią ilość niestrawnej papki. Kwintesencją tego dziadostwa jest wprowadzenie do fabuły oddziału komandosów-asasynów, będących (uwaga!!!) hybrydami ludzi oraz morskich stworzeń. Wyhodowani przez amerykański rząd "aquamarines" potrafią szybko morfować z postaci ludzkiej do pół zwierzęcej, a ich zadaniem jest dokonanie zamachu na króla Atlantydy - Aquamana. Atak oczywiście się nie udaje, a cała akcja z tymi odpustowymi pokrakami to jakaś scenariuszowa porażka.
Oddział Aquamarines w trakcie dokonywania zamachu na Aquamana (rys. Philippe Briones)
To co jednak najbardziej uderza w tym komiksie to kompletne nielogiczne zachowania bohaterów, a przoduje w tym sam Aquaman. Koleś jest świętoszkowatym lamusem, ciągle prawi banały o pokoju i wspólnej egzystencji Atlantów i ludzi, a przecież w jakimś stopniu sam ściągnął ten syf na ich głowy. W poprzednim tomie miał Czarną Mantę w garści, ale z niezrozumiałego powodu zdecydował się puścić go jednak wolno, czym pośrednio przyczynił się do śmierci wielu osób. Po prostu debil!
Przedstawiciele rządu oraz armii USA (z prezydentem wyglądającym jak Obama) przedstawieni zostali jak ostatni frajerzy. Żadne argumenty nie trafiają do ich pustych łbów, a sztukę dyplomacji opanowaną mają na poziomie przedszkola (mogli by się uczyć nawet od tego naszego ministra od San Escobar). Członkowie Ligi Sprawiedliwości natomiast to wydmuszki, które nie ogarniają otaczającej ich rzeczywistości. Wygląda na to, że scenarzysta wpierdolił ich do fabuły tego komiksu z przymusu, samemu nie mając pojęcia jaką rolę w całej tej intrydze mieliby oni odegrać.

"Nadpływa Czarna Manta" to komiks, który niedomaga na każdej płaszczyźnie fabularnej. Począwszy od lichej intrygi przepełnionej tandetnymi rozwiązaniami, poprzez bardzo źle wykreowane postacie, a skończywszy na całym tym mega kiczowatym anturażu podwodnego świata, w którym toczy się większość tej historii. Nie mogę już patrzeć na Atlantydę i wszystko co jest z nią związane – gadanie pod wodą, przeogromne potwory, cudacznie wielkie koniki morskie w roli wierzchowców, wszechobecne cuda techniki militarnej oraz inne liczne pierdoły, takie jak wątek Mery, który pełen jest dziwacznych zwyczajów Atlantów.

Ocena Bastarda: ⭐⭐ (bardzo słaby) 

ILUSTRACJE

Rysunki: Scot Eaton, Brad Walker, Philippe Briones
Tusz: Wayne Faucher, Andrew Hennessy, Daniel Henriques, Philippe Briones
Kolory: Gabe Eltaeb

Za oprawę graficzną odpowiada trójka ilustratorów dobrze znanych z pierwszego tomu serii. Najwięcej plansz narysował Scot Eaton, a więc ocena końcowa dla całego komiksu będzie tożsama z moją opinią o warsztacie tego pana. Koleś jest zwykłym przeciętniakiem. Jego kresce brakuje przede wszystkim wyrazistości, jest mało przebojowa, a rysowany przez niego podwodny świat nie oszałamia swoim niezwykłym krajobrazem tak jak powinien. Zbyt wiele kadrów przedstawiających wydarzenia dziejące się pod wodą, wygląda nieprzekonująco i mało naturalnie. Oczywiście podobny zarzut można postawić również pozostałym rysownikom, ale na przykład najlepszy z całego tria Brad Walker jako jedyny nie zapomniał, że wynurzająca się z głębin Mera powinna mieć mokre włosy.
Brad Walker to najlepszy rysownik zaangażowany w drugi tom "Aquamana"
Reasumując, Nie powalają ani Atlantydzkie pejzaże, ani design postaci, ani sceny akcji… Tu wszystko wygląda po prostu bardzo średnio.

Ocena Bastarda: ⭐⭐⭐⭐⭐ (przeciętny) 

DODATKI

Wydawca: Egmont
Wydawca oryginalny: DC Comics
Tytuł oryginału: Aquaman - Volume 2 - Black Manta Rising
Cykl: DC Odrodzenie
Seria: Aquaman
Data wydania: 17 luty 2018
Tłumacz: Marek Starosta
Format: 165 x 255 mm
Liczba stron: 204
Okładka: Miękka ze skrzydełkami
Papier: Kredowy
Druk: Kolor
ISBN-13: 9788328126701
Cena okładkowa: 49,99 zł

W bonusach galeria okładek, oraz jedna strona ze szkicami Brada Walkera.

Ocena Bastarda: ⭐⭐⭐⭐⭐⭐ (dobry) 

PODSUMOWANIE

Po przeczytaniu tego komiksu doszedłem do wniosku, że czegokolwiek scenarzysta tej serii by nie wymyślił, to nie ma szans na wydobycie z niej niczego wartościowego. Potencjał "Aquamana" naprawdę jest aż tak dramatycznie niski. Inna sprawa, że Dan Abnett przy tworzeniu fabuły do tego albumu nie zrobił zbyt wiele, aby pokazać, że jednak można… Podwodny świat stanowiący zaplecze tej historii jest okrutnie kiczowaty, zachowania bohaterów często irracjonalne i mało wiarygodne, a potencjał intrygi zaprzepaszczony przez tandetne rozwiązania fabularne. Średnia oprawa graficzna w żaden sposób nie jest w stanie poprawić kiepskiego wrażenia, jakie wywołała na mnie fabuła tego komiksu. Obcowanie z nim jest jak oglądanie niskobudżetowego i szmirowatego filmu science-fiction. Nudne i w chuj męczące.
Ostateczna ocena Bastarda: ⭐⭐ (bardzo słaby)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz