sobota, 21 października 2017

Wolverine i X-Men - Tom 1 - Cyrk przybył do miasta

Uwaga!!!

FABUŁA

Scenariusz: Jason Aaron

Wyższa szkoła im. Jean Grey przyjmuje w swoje szeregi kolejne pokolenie młodych mutantów. Kilku z absolwentów akademii zostaje jej wykładowcami, a sam Wolverine otrzymuje posadę dyrektora. Jak poradził sobie w tej nowej dla siebie roli? Według mnie tak samo kiepsko jak Jason Aaron w roli scenarzysty tej serii.

Niestety już od pierwszych stron wiedziałem, że to nie będzie komiks dla mnie. Koncepcja jaką przyjął Aaron w prowadzeniu tej serii, zmierza bardziej w kierunku głupkowatych disnejowskich produkcji dla nastolatków, niż poważnego komiksu o tematyce superbohaterskiej. Infantylny klimat tego albumu aż bije po oczach, objawiając się wysypem żałosnych sucharów oraz naiwnych rozwiązań fabularnych. Już sam wstęp opowiadający o tym jak Kitty Pryde poszukuje nowego wykładowcy dla akademii, to z lekka żenujący pokaz dziecinnego humoru.
Zresztą komiks ten wypełniony jest po brzegi irytującymi niedorzecznościami, takimi jak coraz bardziej niewydarzeni nowi mutanci – o ile jeszcze kobietę zmieniającą się w rekina można jakoś zaakceptować, to widząc kolesia-krewetkę [sic!] lub gościa którego większą część ciała pokrywają oczy (jeśli ma je też na kutasie, to ciekawe jak posuwa panienki), zwyczajnie opadają ręce.
Mudbug - Mutant będący pół człowiekiem, pół krewetką (rys. Steve Sanders)
Eyeboy - Mutant z oczami na całym ciele (rys. Nick Bradshaw)
Ogólnie cała szkoła mutantów im. Jean Grey to maksymalnie posrane miejsce, gdzie pod okiem zjebów i psychopatów terminują wspomniane wcześniej dziwadła. Równie słabo prezentuje się Hellfire Club. Dawna wersja tego stowarzyszenia była intrygująca, tajemnicza i posiadała ciekawą strukturę, ta obecna natomiast wygląda niczym obóz skautów, skupiający w sobie grupę psychotycznych gimnazjalistów.

Fabuła tego komiksu jeden wielki i nieśmieszny żart. Pomysł połączenia w jednej historii mutantów, potwora Frankensteina oraz cyrku pełnego klaunów jest tak absurdalny, że zwyczajnie nie mógł wypalić. Kiedy do miasta przyjeżdża ów tajemniczy cyrk, poddani praniu mózgu wykładowcy z akademii X-Men stają się jego największą atrakcją i tylko młodzi mutanci mogą wyswobodzić swoich nauczycieli z rąk Frankensteina i jego ekipy. Rozpoczyna się więc wielce "fascynujące" starcie X-Menów z bandą klaunów...
Jak więc doskonale widać pierwszy tom serii "Wolverine i X-Men" wypada bardzo kiepsko. Jedynie w ostatnim epizodzie, kiedy opada już kurz po głupkowatym starciu mutantów z cyrkową trupą, dzieje się coś w miarę ciekawego. Randka Icemana z Kitty Pryde oraz krótka rozmowa Jean Grey i Quentina Quire pozwalają nieco lepiej poznać i może nawet trochę polubić niektórych bohaterów. Szkoda tylko, że niedługo potem echo dobrego wrażenia zostaje doszczętnie zjebane przez całujących się Logana i Ororo. Według mnie ci dwoje jako kochankowie w ogóle do siebie nie pasują i łączenie ich w parę to istna profanacja. Obraz głupoty tego komiksu dopełnia scena, w której Wolverine jednym cięciem pazurów zmienia Storm fryzurę.
Wolverine bawi się w Edwarda Nożycorękiego (rys. David López)

Ocena Bastarda: ⭐⭐ (bardzo słaby) 

ILUSTRACJE

Rysunki: Nick Bradshaw, Steve Sanders, David López
Tusz: Walden Wong, Scott Hanna, Norman Lee, Danny Miki, Craig Yeung, Nick Bradshaw, Alvaro López
Kolory: Laura Martin, Frank D'Armata, Morry Hollowell, James Campbell

Jedynym jako-takim plusem tego albumu jest okraszona ładną kolorystyką całkiem przyzwoita warstwa graficzna. Podstawowy rysownik Nick Bradshaw prezentuje dość charakterystyczny styl, który akurat świetnie pasuje do infantylnego klimatu tego komiksu. Mimo to, jego kreska jest nawet przyjemna dla oka. Niewiele gorzej prezentują się prace dwóch pozostałych ilustratorów – Davida Lópeza i Steve'a Sandersa. Ten pierwszy jest bardzo solidny, ale bez fajerwerków, natomiast Sandersowi zdarzają się takie koszmarki jak poniższy kadr...
Iara (Shark-girl) ewidentnie ma coś nie tak z twarzą (rys. Steve Sanders)
To co jednak najbardziej drażni w rysunkach tych trzech panów, to brak spójnej i konsekwentnej wizji postaci Beasta. U każdego z nich prezentuje się on zupełnie inaczej. Raz wygląda jakby miał psi pysk, innym razem kocią mordę i chuj wie o co tak naprawdę chodzi.

Ocena Bastarda: ⭐⭐⭐⭐⭐ (przeciętny) 

DODATKI

Wydawca: Egmont
Wydawca oryginalny: Marvel
Tytuł oryginału: Wolverine and the X-Men - Volume 5
Cykl: Marvel Now!
Seria: Wolverine i X-Men
Data wydania: 5 wrzesień 2015
Tłumacz: Bartosz Czartoryski
Format: 165 x 235 mm
Liczba stron: 132
Okładka: Miękka ze skrzydełkami
Papier: Kredowy
Druk: Kolor
ISBN-13: 9788328110748
Cena okładkowa: 39,99 zł

Ładnie wydany komiks. W bonusach galeria okładek, szkice projektu postaci Shark-girl autorstwa Steve'a Sandersa oraz okładek w wykonaniu Nicka Bradshawa. Jest również króciuteńki wstęp opisujący wydarzenia poprzedzające ten album. 

Ocena Bastarda: ⭐⭐⭐⭐⭐⭐ (dobry) 

PODSUMOWANIE

"Cyrk przybył do miasta" to historia zupełnie nijaka, pełna słabych pomysłów, dziwnych postaci, marnych dialogów i nędznych żartów. Być może na moją ocenę wpływa fakt, że po prostu nie należę do grupy odbiorców dla której komiks ten został skierowany? Jako nastolatek być może łyknąłbym ten album bez zgrzytania zębami, teraz jednak widzę w nim prawie same wady.

Ostateczna ocena Bastarda: ⭐⭐ (bardzo słaby)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz