piątek, 13 października 2017

Superman - Tom 1 - Syn Supermana

Uwaga!!!

FABUŁA

Scenariusz: Peter J. Tomasi, Patrick Gleason

Superman to chyba ta seria, którą najmocniej doświadczyły zmiany związane z wprowadzeniem marki "Odrodzenie". Znany wszystkim w tej wersji uniwersum człowiek ze stali nie żyje! Na jego miejscu pojawia się jednak nowy/stary Superman, czyli poprzednia wersja bohatera, która w wyniku pewnych wydarzeń trafia do aktualnej wersji świata DC... Tak, wiem. To dość skomplikowane... O dziwo jednak koncepcja wdrożenia dawnego Supermana i jego rodziny do nowych realiów obyła się bez większych komplikacji i wypadła bardzo solidnie. Autorom udało się zbudować mocne fundamenty. Sensownie posklejali wszystkie wątki, ogarnęli to co najtrudniejsze i przeszli przez wyboistą drogę jaką niósł za sobą ten zawiły przecież motyw… Szkoda tylko, że potem kilkukrotnie wyjebali się na prostej drodze.

Pierwszy tom Supermana skupia się głównie na rodzinie Clarka. Opowiada o tym jak Superman próbuje chronić żonę i syna przed niebezpieczeństwami jakie pojawić się mogą w nowej i nie do końca znanej im rzeczywistości. Tomasi i Gleason nawet nieźle przedstawiają relacje rodzinne, szczególnie te panujące na linii ojciec-syn. Wysiłki jakie czyni Clark, by przygotować młodego Jona do odpowiedzialnego korzystania ze swoich mocy ukazane są całkiem przyzwoicie. Do czasu… W sytuacji kiedy Superman wybawia z opresji załogę pewnego lodołamacza, pokazując synowi jak powinien działać superbohater, zaczynają się dziać rzeczy niesamowite. Otóż nagle, bez żadnego ostrzeżenia statek zostaje zaatakowany przez ogromniastą ośmiornicę.
Ośmiornica gigant atakuje statek. Całkiem przypadkowo w obecności Supermana (rys. Patrick Gleason)
Co tu się odjebało?! Skąd nagle w komiksie o Supermanie kadry z "Piratów z Karaibów"? Wykminiłem, że to taka przypadłość marnych scenarzystów. Jak nie mają koncepcji na sensowną akcję, to wtedy wpierdolą walkę z jakąś Godzillą, Krakenem lub innym Gigantozaurem. Standardzik.

Sednem komiksu jest konfrontacja rodziny Kentów z Eradicatorem, wrogiem którego stary/nowy Superman zna ze swojej przeszłości jeszcze z poprzedniej rzeczywistości. Jak się okazuje ten kryptonijski chujek to straszny rasista i nie akceptuje niczego co nie pochodzi z jego ojczystej planety. Celem stwora staje się więc młody Jonathan. Łączący w sobie zarówno geny ludzkie jak i kryptońskie chłopak, wedle Eradicatora profanuje czystość rasy i należy go zlikwidować. Oczywiście Superman staje w obronie syna, co prowadzi do nieuniknionego konfliktu. Ostateczna batalia pomiędzy rodziną Kentów a Eradicatorem dokonuje się na księżycu, ponieważ Superman uznaje (całkiem słusznie), że nie należy narażać mieszkańców Ziemi na konsekwencje wyniszczającej konfrontacji z potężnym wrogiem. Clark wsadza więc żonę i syna do łodzi podwodnej (!?) i leci z nimi na tenże księżyc, a dokładnie w miejsce gdzie Batman zbudował sobie tajemną kryjówkę.
...Batman!?...
...Zbudował!?!?...
...Na księżycu!?!?!?...
Serio, kurwa?! Serio?!? Wsiadł w Bat-Kosmolot, wziął ze sobą łopatę, trochę narzędzi, kilka worków cementu i po cichaczu odpierdolił sobie wyjebaną bazę. Na księżycu, kurwa! Ogarnął grawitację, doprowadził zdatne do oddychania powietrze, pewnie nawet kanalizację podłączył. Kurwa, to jest tak durne, że nawet nie wiadomo jakimi słowami to skomentować...
Sama walka trwa dość długo i jest całkiem spektakularna, szczególnie moment (uwaga, sarkazm!), w którym stwór z Kryptona wchłania przez otwór gębowy najpierw psa, a potem calutkiego Supermana. Nie to że wsysa jego energię życiową. Skąd! Jebaniutki centralnie opierdala go w całości! Prawie dwumetrowego gościa! Ostatecznie wszystko kończy się jednak szczęśliwie. Superman z pomocą Jona, Lois w "pożyczonej" zbroi Batmana (takie zbroje są przecież w uniwersalnym rozmiarze – pasują na każdego) oraz Krypto (latającego kundla w pelerynie) uwalnia się z trzewi Eradicatora i robi mu kuku (rozjebując przy tym całkiem spory kawałek księżyca).

Po lekturze "Syna Supermana" byłem mocno zawiedziony. Komiks ten mógł być nawet ciekawy, zawierał bowiem w sobie kilka naprawdę niezłych rozwiązań. Była solidna podstawa fabularna, przyzwoicie prowadzony wątek rodzinny, fajny adwersarz oraz sporo akcji z nie najgorszymi sekwencjami walk... Niestety była też gigantyczna ośmiornica, jaskinia Nietoperza na księżycu, Krypto i kilka pomniejszych wpadek, których spokojnie można było uniknąć. Potencjalnie fajny komiks został popsuty przez detale. Szkoda. 

⭐⭐⭐⭐ (nijaki) 

ILUSTRACJE

Rysunki: Patrick Gleason, Doug Mahnke, Jorge Jiménez
Tusz: Mick Gray, Jaime Mendoza
Kolory: John Kalisz, Wil Quintana, Alejandro Sanchez

Głównym rysownikiem "Syna Supermana" jest gość, współodpowiedzialny również za scenariusz. Może Patrick Gleason powinien skupić się wyłącznie na fabule, bo rysunki w jego wykonaniu jakoś niespecjalnie mnie zachwycają. To znaczy nie jest źle, ale mogłoby być lepiej. Przede wszystkim kreska Gleasona momentami robi się zbyt infantylna, szczególnie kiedy na plan wchodzi młody Jon. Rysując go amerykański artysta czasem dojebuje mu ogromne oczy, jakby chłopak miał wytrzeszcz lub był postacią z jakiejś japońskiej mangi.
Jon Kent z wytrzeszczem oczu (rys. Patrick Gleason)
Ktoś powinien zwrócić mu też uwagę, że przy siłowaniu się na rękę wcale nie układa się dłoni tak jak jest to pokazane na jego rysunkach. Wszystko to drobiazgi, ale jakieś takie wkurwiające.  
Poradnik jak nie siłować się na rękę (rys. Patrick Gleason)
Śmiało można było kwestie ilustracji zostawić w rękach dwóch pozostałych pracujących przy tym albumie artystów. Obaj są nieźli. Doug Mahnke prezentuje jak zwykle przyzwoity poziom, a Jorge Jiménez też daje radę (jego styl przypomina prace Stuarta Immonena, którego swoją drogą bardzo cenię). Tylko ten Gleason troszeczkę uwiera. 

⭐⭐⭐⭐⭐ (przeciętny)

DODATKI

Wydawca: Egmont
Wydawca oryginalny: DC Comics
Tytuł oryginału: Superman vol. 1: Son of Superman
Cykl: DC Odrodzenie
Seria: Superman
Data wydania: 14 wrzesień 2017
Tłumacz: Jakub Syty
Format: 165 x 255 mm
Liczba stron: 156
Okładka: Miękka ze skrzydełkami
Papier: Kredowy
Druk: Kolor
ISBN-13: 9788328127661
Cena okładkowa: 39,99 zł

Standardowy Egmont w "Odrodzeniu". Ładny i estetyczny. W bonusach galeria okładek oraz tradycyjny wstęp "Pomiędzy kadrami", tym razem autorstwa Małgorzaty Chudziak. 

⭐⭐⭐⭐⭐⭐ (dobry) 

PODSUMOWANIE

"Syn Supermana" łączy w sobie zarówno rzeczy dobre, jak i kilka absolutnie tragicznych. Fundament fabuły trzyma się na bardzo solidnych podstawach. Zarówno motyw wdrożenia nowego/starego Supermana w rzeczywistość "Odrodzenia", jak i ukazanie relacji między członkami rodziny Kentów wypadły naprawdę nieźle. Także Eradicator jako antagonista nie zawodzi. Jego motywacje wydają się być wiarygodne, a konfrontacja z Supermanem jest całkiem efektowna. Problemem scenariusza są niedopracowane wątki oraz tkwiące w detalach idiotyzmy, które kładą się cieniem na ogólny odbiór. W warstwie graficznej panuje przeciętność prac Patricka Gleasona i też niespecjalnie jest się czym zachwycać. Komiks ten mógł i powinien być solidnym otwarciem serii "Superman", niestety coś nie pykło. Może zawinił zbytni pośpiech przy pracy? A może Tomasi i Gleason to po prostu tacy sobie scenarzyści? Tak czy inaczej szkoda zmarnowanego potencjału.


Ostateczna Ocena Bastarda: 
⭐⭐⭐⭐ (nijaki)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz