wtorek, 27 lutego 2018

Liga Sprawiedliwości - Tom 2 - Epidemia

Uwaga!!!

FABUŁA

Scenariusz: Bryan Hitch

Od samego początku jest źle. Komiks rozpoczyna się bowiem tak zwaną akcją z dupy. Jakiś czarny kleks (czy chuj wie co to jest), który nie wiadomo skąd i dlaczego pojawił się na Ziemi, atakuje ludzi wywołując w nich niepohamowany strach. Pod wpływem niezidentyfikowanego wroga znajdują się również członkowie Ligi Sprawiedliwości, a lęk który ich ogarnia, nie pozwala im podjąć walki z przeciwnikiem. Na szczęście nowemu Green Lanternowi – Jessice Cruz udaje się odnaleźć w sobie jeszcze odrobinę silnej woli i za pomocą pierścienia mocy pokonuje najeźdźcę. Kiedy wszystko wydaje się wracać do normy, a członkowie Ligi wracają do swoich codziennych zajęć, okazuje się, że wróg jedynie na chwilę się przyczaił, by teraz zaatakować ze zdwojoną siłą… 
Niezidentyfikowany byt wywołujący w ludziach strach atakuje Ziemię (rys. Matthew Clark)
Pierwszy epizod tego komiksu odpowiada na pytanie co by się stało, gdyby najskrytsze obawy czające się gdzieś wewnątrz każdego z bohaterów zaczęły przejmować kontrolę nad ich poczynaniami. Pomysł nawet niezły, ale wykonanie okrutnie chujowe. Katalizatorem i sprawcą zagrożenia jest ów czarny kleks nieznanego pochodzenia. Scenarzysta Bryan Hitch nie raczył był wyjaśnić skąd to coś się wzięło, czym jest i o co, kurwa, w ogóle chodzi! Gość kompletnie nie potrafi budować napięcia, od razu wpierdala czytelnika w sam środek irracjonalnej akcji, w ogóle nie próbując zbudować jakiejkolwiek podstawy podtrzymującej intrygę. Z fabułą jest jak z budynkiem, ona również potrzebuje solidnych fundamentów, by zwyczajnie nie wypierdolić się z wielkim hukiem. Bryan Hitch zdecydował się jednak olać ten fakt...
W przerwach między napierdalanką z tym wielkim kleksem Hitch próbuje przedstawić bohaterów w nieco innym świetle, ukazując odrobinę ich prywatnego życia. Niestety rozkminki protagonistów okazują się być pretensjonalne i w chuj banalne, a jedynym w miarę ciekawym elementem jest rodząca się relacja Jessiki i Barry'ego. Motyw ich randki był do pewnego momentu całkiem ciekawy i nawet zabawny.

Tak czy inaczej ten epizod "Epidemii" był jedynie niewydarzonym prologiem. Tytułowa historia rozpoczyna się w momencie kiedy Cyborg, niemal cała bat-jaskinia a następnie pierścień jednego z Green Lanternów zostają zhakowane i zwracają się przeciwko członkom Ligi Sprawiedliwości. Po wyczerpującej walce i zażegnaniu niebezpieczeństwa, bohaterowie muszą dowiedzieć się kto dokonał cyberataku umożliwiającego złamanie tych wszystkich supernowoczesnych zabezpieczeń (z zawirusowaniem kosmicznego pierścienia mocy na czele!). Trop prowadzi do pewnego hakera, który w wyniku niedawnych wydarzeń (Liga Sprawiedliwości – Tom 1 – Maszyny zagłady) stracił żonę. Od tego momentu zaczynają się już dziać cuda niestworzone… Jak się okazuje ów haker stworzył kod źródłowy potrafiący obejść każde (nawet te pochodzące z innej planety!) zabezpieczenie, a jego nieletnia córka (na oko 10-15 lat) wykorzystała go do stworzenia aplikacji potrafiącej spełniać życzenia. Program ten jest w stanie wyszukać cokolwiek w internecie, zanim użytkownik nawet o tym pomyśli.
To się, kurwa, nie dzieje! Nikt nie mógł wpaść na tak durny pomysł i myśleć, że czytelnicy łykną to pierdolenie jak pelikany. Żeby było jeszcze śmieszniej, to owa aplikacja zwołała okolicznych superłotrów, obiecując im niewyobrażalne fortuny za zabicie członków Ligi Sprawiedliwości. W konsekwencji bohaterowie zmuszeni są stawić czoła bandzie trzecioligowych czarnych charakterów, o istnieniu których nawet nie miałem pojęcia. Finałowe starcie kończy się rozjebaniem niemal całej dzielnicy i jest kompletnie żałosne. Tak jak zresztą cała fabuła tego komiksu.
Do starcia z Ligą Sprawiedliwości staje banda trzecioligowych zjebów, których nikt nie zna (rys. Neil Edwards)
Ocena Bastarda: ⭐ (beznadziejny) 

ILUSTRACJE

Rysunki: Neil Edwards, Jesus Merino, Matthew Clark, Tom Derenick
Tusz: Daniel Henriques, Andy Owens, Sean Parsons, Trevor Scott
Kolory: Adriano Lucas, Tony Aviña

Warstwa graficzna tego komiksu stoi raczej na przeciętnym poziomie, czego kwintesencją są prace głównego ilustratora – Neila Edwardsa. Rysunki może nie są jakieś najgorsze, ale ewidentnie brakuje im finezji oraz przebojowości. Od komiksu w którym na pierwszym miejscu stoi akcja, oczekiwałbym nieco więcej dynamiki w sferze wizualnej. Z drugiej strony w obliczu takiej miernoty fabularnej również ilustracje ogląda się ze znacznie mniejszą przyjemnością. Być może Edwardsowi i reszcie rysowników dostało się trochę rykoszetem za wypociny Bryana Hitcha, który kompletnie zmasakrował ten komiks, odbierając mi jednocześnie całą radochę z obcowania z nim.

Ocena Bastarda: ⭐⭐⭐⭐⭐ (przeciętny) 

DODATKI

Wydawca: Egmont
Wydawca oryginalny: DC Comics
Tytuł oryginału: Justice League - Volume 2 – Outbreak 
Cykl: DC Odrodzenie
Seria: Liga Sprawiedliwości
Data wydania: 16 luty 2018
Tłumacz: Tomasz Sidorkiewicz
Format: 165 x 255 mm
Liczba stron: 144
Okładka: Miękka ze skrzydełkami
Papier: Kredowy
Druk: Kolor
ISBN-13: 9788328126510
Cena okładkowa: 39,99 zł

W bonusach galeria okładek oraz jedna strona przedstawiająca projekty plansz autorstwa Matthew Clarka. 

Ocena Bastarda: ⭐⭐⭐⭐⭐⭐ (dobry) 

PODSUMOWANIE

Drugi tom "Ligi Sprawiedliwości" ponad wszelką wątpliwość udowadnia, że Bryan Hitch nie powinien brać się za pisanie komiksowych scenariuszy, a pozostać jedynie przy ich rysowaniu. Kolejne dwie historie w których bohaterowie stawiają czoła jakimś absurdalnym zagrożeniom, z których pierwsze nie zostało należycie zidentyfikowane, a geneza drugiego jest tak porażająco głupia, że aż chce się wyć...
Podejmowane przez scenarzystę próby rozwinięcia rysów charakterologicznych postaci palą na panewce ze względu na pretensjonalne dialogi oraz płytkie emocje. Ostatecznej oceny nie poprawia nawet oprawa graficzna tego komiksu, która nie jest taka zła, ale jej przyzwoitość to za mało, by wygrzebać ten komiks z głębokiego gówna, w które wpakował go Bryan Hitch. Nie dajcie się urobić, zalecam rychłą ucieczkę na sam widok okładki tego albumu!

Ostateczna ocena Bastarda: ⭐ (beznadziejny)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz