piątek, 2 lutego 2018

Batman - Tom 2 - Jestem samobójcą

Uwaga!!!

FABUŁA

Scenariusz: Tom King

"Jestem samobójcą" to komiks podzielony na dwie odrębne historie, których wspólnym elementem jest Catwoman. Pierwszy epizod opowiada o misji Batmana do siedziby Bane'a, czyli na wyspę Santa Prisca. Jak sam tytuł tego albumu wskazuje wyprawa ta jest zadaniem niemalże samobójczym. Gacek nie jest jednak w ciemię bity, ma w zanadrzu misterny plan i nie wybiera się do siedziby lwa całkiem sam. Na potrzeby misji Mroczny Rycerz montuje własny Suicide Squad i zabiera na Santa Prisca pięciu przestępców wyciągniętych wprost z zakładu Arkham. Na pokład załapali się: Brzuchomówca, Bronze Tiger, Punch, Jewelee oraz Catwoman. Jak więc doskonale widać piątka pomocników Batmana to w większości jakieś trzeciorzędne postacie, wyciągnięte przez scenarzystę z głębokiej dupy uniwersum DC. O ile jednak Gacek leci na Santa Prisca z dokładnie przemyślaną strategią, to Tom King pisząc ten komiks nie miał kompletnie żadnej i odjebał przeokrutną chałturę.

Po co Batman w ogóle leci na Santa Prisca? Chce porwać stamtąd niejakiego Pyscho Pirata (kolejna żałosny typ), czyli jedyną osobę, która może uleczyć zesraną psychikę Gotham Girl (patrz "Batman: Jestem Gotham"). Ta koncepcja jest pierwszą i zarazem ostatnią w miarę sensowną, jaka występuje w treści tego marnego komiksu. Każdy kolejny pomysł okazuje się bowiem co raz większą bzdurą. Począwszy od samego miejsca akcji, czyli posiadającej status państwa wyspy Santa Prisca z umieszczonym nań więzieniem Peña Duro. Tak, kurwa! Wyspa na której nie ma nic więcej oprócz tego jebanego więzienia jest pierdolonym państwem i dlatego ani rząd USA, ani Liga Sprawiedliwości są w jego przypadku absolutnie bezradne i nie mogą interweniować.
Otóż to zlokalizowany na małej wysepce kraj posiada wyjebaną w kosmos armię (nowoczesne myśliwce, setki uzbrojonych po zęby żołnierzy), ale nie ma żadnych innych struktur. Władcą a może królem (nie wiem jak inaczej go nazwać) tego pseudo kraju jest totalnie jebnięty na mózg super przestępca Bane, który lubi całkiem na golasa zasiadać sobie na tronie otoczonym ludzkimi czaszkami. Kurwa! Co tu się w ogóle odpierdala?!
Bane, czyli król jest nagi (rys. Mikel Janín)
Tak więc same fundamenty tego komiksu to już jest jakiś gigantyczny absurd. A jak prezentuje się sama akcja? Niestety równie marnie, ponieważ zawarta w nim intryga jest naciągnięta niczym guma od majtek. Zamiast złożonej, pełnej zwrotów akcji oraz szybkiego tempa opowieści, wyszedł przekombinowany, pełen żałosnych bzdur i braku logiki gniot. Najlepszym przykładem wymyślanych przez Toma Kinga debilizmów, niech będzie sposób w jaki bohaterowie ostatecznie spierdolili z Santa Prisca. Otóż uciekli na pontonie… zrobionym z gumy do żucia! Serio!!!
Punch i Jewelee żują magiczną gumę, która chroni przed ogniem. Można z niej nadmuchać również ponton. Cuda na kiju! (rys. Mikel Janín)
Drugi epizod "Jestem samobójcą" to już bardziej kameralna historia z udziałem Batmana i Catwoman, będąca niejako esencją specyficznej relacji jaka ich łączy. Moim zdaniem relacji nader emfatycznej, sztucznie pokomplikowanej, wyniosłej do rangi romansu rodem z jakiejś durnej opery mydlanej. Gacek i Kotka poza mizianiem się i pieprzeniem pretensjonalnych farmazonów, wspominają swoje pierwsze spotkanie, tyle, że każde z nich pamięta je inaczej. Catwoman przywołuje wydarzenia z "Batman: Rok pierwszy", Batman natomiast rozpamiętuje historię z zeszytu "Batman #1". Czyje wspomnienia są właściwe i czemu obie wersje w ogóle się od siebie różnią? Akurat na to pytanie komiks ten odpowiedzi nie udziela.
Bruce i Selina wspominają swoje pierwsze spotkanie. Oboje pamiętają jednak inne jego okoliczności (rys. Mitch Gerads)
Głównym wątkiem dla tego mało przekonującego romansu jest jednak prowadzone przez Batmana śledztwo w sprawie 237 morderstw, które to Catwoman miała rzekomo popełnić i do których sama się przyznaje. Gacek nie przyjmuje takiej opcji do wiadomości, stara się więc odkryć jak było naprawdę. Wyjaśnienie całej tej zagadki, jak zresztą i ona sama, jest rozczarowujące i nie niesie ze sobą żadnych emocji. Z całego tego nudnawego epizodu najgłupszym motywem jest jednak to, że podczas jednej nocy (gdzieś w międzyczasie) dwójka bohaterów zdążyła rozprawić się z piętnastoma (policzyłem, kurwa!) złoczyńcami w kostiumach. W tym Gotham to chyba raz w miesiącu jest jakaś amnestia i z więzień wypuszczają wszystkich łotrów, by ci mogli sobie poszaleć po mieście. Bo jak inaczej to wytłumaczyć? Nie ogarniam pomysłów scenarzysty i chyba nawet nie będzie już próbował. Ciszej nad tą trumną.

Ocena Bastarda: ⭐⭐ (bardzo słaby) 

ILUSTRACJE

Rysunki: Mikel Janín, Mitch Gerads
Tusz: Mikel Janín, Hugo Petrus, Mitch Gerads
Kolory: June Chung, Mitch Gerads

Pierwsza dobra informacja jest taka, że za stronę wizualną drugiego tomu serii "Batman" nie odpowiada już nielubiany przeze mnie David Finch. Drugą dobrą informacją jest to, że jego miejsce jako głównego rysownika zajął znakomity Mikel Janín i to on zilustrował wyprawę Batmana na Santa Prisca. Pod względem graficznym ta część komiksu wygląda naprawdę świetnie, nawet mimo dość przeciętnej kolorystyki autorstwa June Chung. Drugi epizod rysowany przez Mitcha Geradsa to przyzwoite rzemiosło, ale nic ponadto. Kreska nie najgorsza, ale i w tym przypadku szwankują kolory. Tym razem zbyt jednostajne. Chociaż trzeba przyznać, że kilka kadrów z refleksami wschodzącego słońca odbijającymi się pomiędzy budynkami wygląda znakomicie.

Ocena Bastarda: ⭐⭐⭐⭐⭐⭐⭐ (bardzo dobry) 

DODATKI

Wydawca: Egmont
Wydawca oryginalny: DC Comics
Tytuł oryginału: Batman - Volume 2 - I Am Suicide
Cykl: DC Odrodzenie
Seria: Batman
Data wydania: 19 styczeń 2018
Tłumacz: Tomasz Sidorkiewicz
Format: 165 x 255 mm
Liczba stron: 156
Okładka: Miękka ze skrzydełkami
Papier: Kredowy
Druk: Kolor
ISBN-13: 9788328126404
Cena okładkowa: 39,99 zł

Bardzo estetycznie wydany przez Egmont komiks, ale w bonusach znajdziemy jedynie galerię okładek.

Ocena Bastarda: ⭐⭐⭐⭐⭐⭐ (dobry) 

PODSUMOWANIE

Tytuł tego komiksu jest adekwatny do jego zawartości, bowiem drugi tom "Batmana" jest dla tej serii niczym próba samobójcza. Fabuła tego komiksu to w dużej mierze niemożliwy wręcz stek bzdur, unurzanych w pretensjonalnych dialogach oraz przekombinowanej akcji (wspomnę tylko momenty, w których Batman sam jeden rozkłada na łopatki dziesiątki uzbrojonych wrogów). Układając zawiłości intrygi Tom King kompletnie się w nich zagubił, czego efektem jest nieznośne kabotyństwo. Ta historia zwyczajnie nie trzyma się kupy, ponieważ opiera się na zbyt wielu nieprawdopodobnych zbiegach okoliczności oraz wspomnianym wcześniej przesadnym efekciarstwie. Niestety, ale tego wielce spektakularnego swojaka popełnionego przez scenarzystę, nie udało się w żaden sposób odrobić bardzo ładnymi rysunkami Mikela Janína. Ktoś powinien wreszcie reanimować tę wielce zasłużoną serię, ale raczej nie Tom King, który to praktycznie doprowadził ją na skraj śmierci. Obawiam się, że kolejne popisy tego gościa będą oznaczały już definitywny zgon.
Ostateczna ocena Bastarda: ⭐⭐⭐ (słaby)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz