niedziela, 19 sierpnia 2018

Superbohaterowie Marvela – Tom 4 – Kapitan Ameryka

Uwaga!!!

FABUŁA

Scenariusz: Roger Stern

W przypadku tego komiksu schemat znany z poprzednich tomów został nieco złamany. Zdążyłem się już przyzwyczaić, że w cyklu "Superbohaterowie Marvela" album podzielony jest na dwie części. Archiwalną przedstawiającą debiut lub genezę bohatera oraz współczesną ukazującą nieco świeższą opowieść z jego przygodami. W tym przypadku jest troszkę inaczej, mamy tu bowiem do czynienia z pięcioma krótszymi (jedno lub kilkuzeszytowymi) historiami z początku lat osiemdziesiątych ubiegłego wieku. A skoro tak, to powinienem się przygotować się na typ oldskulowej lektury, który niestety rzadko przypada mi do gustu. Jak było tym razem? O dziwo całkiem przyzwoicie...

Pierwsza część tego komiksu to złożona z trzech zeszytów historia, w której Kapitan Ameryka zmuszony jest stawić czoła niezwykle uzdolnionemu mechanikowi niejakiemu Machinesmithowi. W głównej mierze bohater potyka się więc z bardzo zmyślnymi robotami, chociaż trafia mu się też walka z Dragon Manem, czyli wielkim smokiem w… czerwonych gaciach.
Starcie Kapa z Dragon Manem... jak się dobrze przyjrzeć, to widać, że smok ma na sobie czerwone slipki (rys. John Byrne)
Sama historia jest naprawdę nieźle skonstruowana i bardzo przewrotna. Do końca nie wiadomo co siedzi Machinesmithowi w głowie i jaki jest jego plan. Zakończenie okazuje się być zaskakujące i nawet całkiem poruszające. Zanim jednak do niego dojdziemy musimy przebrnąć przez archaiczne dialogi oraz mniejsze lub większe absurdy fabularne. Wspomniany wcześniej Dragon Man wcale nie jest tu wyjątkiem.

Kolejna historia to już jest totalny bzdet i ciężko napisać na jej temat cokolwiek pozytywnego. Otóż Kapitan Ameryka niespodziewanie dostaje propozycje kandydowania na prezydenta Stanów Zjednoczonych. Nie wiem kto wymyślił tę bzdurę, że zamaskowany gość może w ogóle aspirować do jakiegokolwiek publicznego stanowiska, ale facet zdecydowanie powinien podzielić się tym co ćpa. Tak naprawdę to opowieść ta jest tylko pretekstem do w chuj patetycznego pierdolenia o polityce oraz wielkości i niezłomności amerykańskiego narodu. Bla, bla, bla...

Okładka "Captain America #250". Patos aż wylewa się ze stronic tego zeszytu (rys. John Byrne)
W trzecim epizodzie tego albumu Kap próbuje zapobiec zagrażającemu Nowemu Jorkowi atakowi terrorystycznemu, przygotowanemu przez Mr Hyde'a oraz jego pomocnika francuskiego najemnika Batroca Leapera. Przeciwnikiem bohatera jest więc postać bezczelnie zerżnięta z powieści Roberta Louisa Stevensona i niestety nie prezentuje się ona nazbyt okazale. Identycznie jak nieco naciągana intryga, która kuleje począwszy od ucieczki Mr Hyde'a z więzienia, a skończywszy na finale tej historii. Podobnie jak w pierwszym epizodzie tego albumu, tak i tutaj scenarzysta próbował troszkę pokombinować z niespodziewanym zwrotami akcji, ale tym razem nie wyszło mu to tak dobrze.
Kapitan Ameryka vs. Mr Hyde (rys. John Byrne)
Kolejna historia przenosi Kapa do Wielkiej Brytanii, gdzie na prośbę starego przyjaciela lorda Falswortha (oryginalnego Union Jacka) bohater pomaga w rozwiązaniu zagadki tajemniczych morderstw dokonanych na młodych kobietach. Szybko wychodzi na jaw, że odpowiedzialny za tę zbrodnie jest stary wróg – wampir Baron Blood. Ta utrzymana w konwencji horroru opowieść jest najlepszą z całego albumu. Posiada zarówno odpowiedni klimat, jak i kilka niezłych twistów fabularnych.

Na początku wspominałem, że w albumie tym nie ma standardowej dla tego cyklu opowieści o genezie bohatera, co nie do końca jest prawdą. Ostatni epizod stanowi bowiem ekspresowy przegląd najważniejszych wydarzeń z życia herosa. Takie początki Kapitana Ameryki w pigułce.

⭐⭐⭐⭐⭐ (przeciętny)

ILUSTRACJE

Rysunki: John Byrne
Tusz: Joe Rubinstein
Kolory: George Roussos, Bob Sharen

Bardzo lubię klasyczną kreskę Johna Byrne'a, ze szczególnym sentymentem wspominam jego wersję X-Men. Niestety w przypadku akurat tego komiksu wielkich zachwytów nie będzie, raczej pochwała solidności. Kapitan Ameryka nie jest szczytem twórczości Kanadyjczyka, kuleje przede wszystkim design postaci (dziwny wygląd Barona Blooda, Batroc i jego wąsy, Dragon Man i jego slipki) oraz bardzo ubogie tła. Całość okraszona jest również mocno przeciętną kolorystyką.
Wampir Baron Blood (rys. John Byrne)
⭐⭐⭐⭐⭐⭐ (dobry)

DODATKI

Tytuł: Wojna i pamięć
Tytuł oryginalny: War and Rememberance
Wydawca: Hachette Polska
Wydawca oryginału: Marvel Comics
Cykl: Superbohaterowie Marvela
Seria: -
Data wydania: 15 luty 2017
Tłumacz: Mateusz Jankowski
Format: 170 x 260 mm
Liczba stron: 200
Okładka: Twarda
Papier: Kredowy
Druk: Kolor
ISBN-13: 9788328209442
Cena okładkowa: 39,99 zł.

Tradycyjne dla cyklu bardzo fajne wydanie. Mamy tutaj wstęp Eda Hammonda (redaktora serii) oraz dwa ciekawe artykuły: "Krótka historia Kapitana Ameryki" oraz "Za kulisami: Kapitan Ameryka". Do tego moim zdaniem dość wybiórczo potraktowany temat, jakim jest garść ilustracji ("Strażnik stylu") przedstawiających zmieniający się na przestrzeni lat image Kapa. Kilku stylówek chyba tu jednak brakuje.

⭐⭐⭐⭐⭐⭐⭐⭐ (rewelacyjny)

PODSUMOWANIE

Album ten zawiera kilka krótkich historyjek wydanych na początku lat osiemdziesiątych, w których to Kapitan Ameryka stawia czoła genialnemu twórcy robotów Machinesmithowi, udaremnia przygotowany przez Mr Hyde'a atak terrorystyczny, w Wielkiej Brytanii mierzy się z wampirem, a na nowojorskich ulicach walczy ze smokiem. Kap zostaje nawet kandydatem na prezydenta Stanów Zjednoczonych. To co charakteryzuje ten komiks to oldskul widoczny niemal w każdym jego elemencie – pompatycznej narracji, naiwnej fabule, pretensjonalnych dialogach, zabawnym wizerunku niektórych postaci, a nawet momentami nieznośnie patetycznym klimacie. To że historie zawarte w tym albumie nie przeszły próby czasu to fakt. Niemniej jednak nadal zawierają one w sobie jakiś rodzaj pociesznego uroku, który pozwala przechodzić przez strony tego komiksu bez zgrzytania zębami. Oprawa graficzna jest dobra, chociaż widywałem już Johna Byrne'a w lepszej formie. Reasumując czwarty tom cyklu to całkiem przyzwoity komiks superbohaterski, którego największą wadą jest jego już nieco archaiczny styl.
Ostateczna ocena: ⭐⭐⭐⭐⭐ (przeciętny)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz