Uwaga!!!
FABUŁA
Scenariusz: Roger Stern
W przypadku tego komiksu schemat znany z poprzednich tomów został nieco złamany. Zdążyłem się już przyzwyczaić, że w cyklu "Superbohaterowie Marvela" album podzielony jest na dwie części. Archiwalną przedstawiającą debiut lub genezę bohatera oraz współczesną ukazującą nieco świeższą opowieść z jego przygodami. W tym przypadku jest troszkę inaczej, mamy tu bowiem do czynienia z pięcioma krótszymi (jedno lub kilkuzeszytowymi) historiami z początku lat osiemdziesiątych ubiegłego wieku. A skoro tak, to powinienem się przygotować się na typ oldskulowej lektury, który niestety rzadko przypada mi do gustu. Jak było tym razem? O dziwo całkiem przyzwoicie...
Pierwsza część tego komiksu to złożona z trzech zeszytów historia, w której Kapitan Ameryka zmuszony jest stawić czoła niezwykle uzdolnionemu mechanikowi niejakiemu Machinesmithowi. W głównej mierze bohater potyka się więc z bardzo zmyślnymi robotami, chociaż trafia mu się też walka z Dragon Manem, czyli wielkim smokiem w… czerwonych gaciach.
Starcie Kapa z Dragon Manem... jak się dobrze przyjrzeć, to widać, że smok ma na sobie czerwone slipki (rys. John Byrne) |
Kolejna historia to już jest totalny bzdet i ciężko napisać na jej temat cokolwiek pozytywnego. Otóż Kapitan Ameryka niespodziewanie dostaje propozycje kandydowania na prezydenta Stanów Zjednoczonych. Nie wiem kto wymyślił tę bzdurę, że zamaskowany gość może w ogóle aspirować do jakiegokolwiek publicznego stanowiska, ale facet zdecydowanie powinien podzielić się tym co ćpa. Tak naprawdę to opowieść ta jest tylko pretekstem do w chuj patetycznego pierdolenia o polityce oraz wielkości i niezłomności amerykańskiego narodu. Bla, bla, bla...
Okładka "Captain America #250". Patos aż wylewa się ze stronic tego zeszytu (rys. John Byrne) |
Kapitan Ameryka vs. Mr Hyde (rys. John Byrne) |
Na początku wspominałem, że w albumie tym nie ma standardowej dla tego cyklu opowieści o genezie bohatera, co nie do końca jest prawdą. Ostatni epizod stanowi bowiem ekspresowy przegląd najważniejszych wydarzeń z życia herosa. Takie początki Kapitana Ameryki w pigułce.
⭐⭐⭐⭐⭐ (przeciętny)
ILUSTRACJE
Rysunki: John Byrne
Tusz: Joe Rubinstein
Kolory: George Roussos, Bob Sharen
Bardzo lubię klasyczną kreskę Johna Byrne'a, ze szczególnym sentymentem wspominam jego wersję X-Men. Niestety w przypadku akurat tego komiksu wielkich zachwytów nie będzie, raczej pochwała solidności. Kapitan Ameryka nie jest szczytem twórczości Kanadyjczyka, kuleje przede wszystkim design postaci (dziwny wygląd Barona Blooda, Batroc i jego wąsy, Dragon Man i jego slipki) oraz bardzo ubogie tła. Całość okraszona jest również mocno przeciętną kolorystyką.
Wampir Baron Blood (rys. John Byrne) |
⭐⭐⭐⭐⭐⭐ (dobry)
DODATKI
Tytuł: Wojna i pamięć
Tytuł oryginalny: War and Rememberance
Wydawca: Hachette Polska
Wydawca oryginału: Marvel Comics
Cykl: Superbohaterowie Marvela
Seria: -
Data wydania: 15 luty 2017
Tłumacz: Mateusz Jankowski
Format: 170 x 260 mm
Liczba stron: 200
Okładka: Twarda
Papier: Kredowy
Druk: Kolor
ISBN-13: 9788328209442
Cena okładkowa: 39,99 zł.
Tradycyjne dla cyklu bardzo fajne wydanie. Mamy tutaj wstęp Eda Hammonda (redaktora serii) oraz dwa ciekawe artykuły: "Krótka historia Kapitana Ameryki" oraz "Za kulisami: Kapitan Ameryka". Do tego moim zdaniem dość wybiórczo potraktowany temat, jakim jest garść ilustracji ("Strażnik stylu") przedstawiających zmieniający się na przestrzeni lat image Kapa. Kilku stylówek chyba tu jednak brakuje.
⭐⭐⭐⭐⭐⭐⭐⭐ (rewelacyjny)
PODSUMOWANIE
Album ten zawiera kilka krótkich historyjek wydanych na początku lat osiemdziesiątych, w których to Kapitan Ameryka stawia czoła genialnemu twórcy robotów Machinesmithowi, udaremnia przygotowany przez Mr Hyde'a atak terrorystyczny, w Wielkiej Brytanii mierzy się z wampirem, a na nowojorskich ulicach walczy ze smokiem. Kap zostaje nawet kandydatem na prezydenta Stanów Zjednoczonych. To co charakteryzuje ten komiks to oldskul widoczny niemal w każdym jego elemencie – pompatycznej narracji, naiwnej fabule, pretensjonalnych dialogach, zabawnym wizerunku niektórych postaci, a nawet momentami nieznośnie patetycznym klimacie. To że historie zawarte w tym albumie nie przeszły próby czasu to fakt. Niemniej jednak nadal zawierają one w sobie jakiś rodzaj pociesznego uroku, który pozwala przechodzić przez strony tego komiksu bez zgrzytania zębami. Oprawa graficzna jest dobra, chociaż widywałem już Johna Byrne'a w lepszej formie. Reasumując czwarty tom cyklu to całkiem przyzwoity komiks superbohaterski, którego największą wadą jest jego już nieco archaiczny styl.
Ostateczna ocena: ⭐⭐⭐⭐⭐ (przeciętny)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz