wtorek, 9 stycznia 2018

Harley Quinn - Tom 1 - Umrzeć ze śmiechem

 
Uwaga!!!

FABUŁA

Scenariusz: Amanda Conner, Jimmy Palmiotti

Harely Quinn to jedna z tych postaci ze świata DC na których restart uniwersum zrobił stosunkowo najmniejsze wrażenie. U szalonej klaunicy praktycznie nic się nie zmieniło, a jej przygody w cyklu "DC Odrodzenie" to bezpośrednia kontynuacja tego co działo się wcześniej na łamach "Nowego DC Comics!". Za warstwę fabularną cały czas odpowiada para Jimmy Palmiotti i Amanda Conner (prywatnie małżeństwo), która serwuje nam kolejną dawkę kompletnie odjechanych historii z udziałem bladolicej wariatki.... Ale czy fajnych? Średnio na jeża. Owszem, czasem heheszki się zdarzają, ale tylko czasem. 

"Umrzeć ze śmiechem" można podzielić na trzy odrębne epizody, z których pierwszy jest bardzo średni, drugi słaby i dopiero trzeci ratuje ten komiks przed absolutną bylejakością. Pierwsza opowieść to sztampowa historia o hordach zombie atakujących Coney Island. Gdyby nie kompletnie rozpierdalająca geneza nieumarłych (zamieszany jest w nią pewien zmiennokształtny kosmita oraz budka z hot-dogami), to mielibyśmy do czynienia z okraszoną często wymuszonym humorem banalną napierdalanką Harley i jej ziomków z bandą truposzy. Co najdziwniejsze ten mocno przecież nastawiony na akcję epizod jest w chuj przegadany. Bohaterowie bez opamiętania pierdolą jakieś głupoty, a samej Harley to już się morda nie zamyka. Po kilku stronach tego bełkotu oraz każdym kolejnym neologizmie z "o jacie…" padającym z ust protagonistki, chce się wrzeszczeć: ZAMKNIJ, KURWA, MORDĘ GŁUPIA PIZDO!!!
Na szczęście w całym tym wysypie sucharów trafia się też jeden naprawdę zabawny motyw (ten z ręką Red Toola), więc ostatecznie nie jest tak najgorzej.

Drugi epizod tego komiksu jest zdecydowanie najsłabszym jego elementem. Historia w której Harley wybiera się do Bombaju, żeby stawić czoła jakiemuś niedorzecznemu robotowi jest durna i mało śmieszna. Takie pierdololo wymyślone na poczekaniu przez jakiegoś gimnazjalistę. Szkoda w ogóle tracić czas na opisywanie tej części albumu.

Trzeci epizod "Umrzeć ze śmiechem" to chyba najlepsza historia tego komiksu. W końcu pojawia się jakaś intryga. Głupiutka i niezbyt złożona co prawda, ale przynajmniej wreszcie jest. W tym odcinku Harley zmienia swój image i zostaje gwiazdą punk-rocka. Wszystko po to, by dorwać okradający banki i poczty gang czarnych rycerzy na koniach, którego członkowie w wolnych chwilach pomiędzy napadami, grają w punk-rockowej kapeli o nazwie Purple Satin.

Harley Quinn jako gwiazda punk-rocka (rys. John Timms)
Przygód Harley Quinn nie da się traktować poważnie, fabuła, dialogi i postacie występujące w tym komiksie są kompletnie od czapy. Czasami aż za bardzo. Odniosłem wrażenie, że scenarzyści myślą, iż przyjęta dla tej serii konwencja, rozgrzesza ich nawet kiedy jadą po bandzie i w chuj przesadzają. Jasne, pracując w ten sposób czasem uda się wymodzić jakiś rozjebujący żart, czy też komiczną sytuację, ale przeważnie kończy się na wykreowaniu albo bzdurnych postaci, takich jak człowiek-koza lub gadające jajo albo całej masy niepotrzebnych pseudo śmiesznych tekstów.


Ocena Bastarda: ⭐⭐⭐⭐⭐ (przeciętny) 

ILUSTRACJE

Rysunki: Chad Hardin, John Timms, Joseph Michael Linsner, Jill Thompson
Tusz: Chad Hardin, Bret Blevins, Joseph Michael Linsner, Jill Thompson
Kolory: Alex Sinclair, Hi-Fi, Jill Thompson

Ilustracje do tego komiksu są naprawdę niezłe, przynajmniej te z pierwszego i trzeciego epizodu. Chad Hardin i John Timms spisują się bardzo solidnie, a ich prace są bardzo przyjemne dla oka (szczególnie scena pod prysznicem).

Harley Quinn i Poison Ivy pod prysznicem - mokry sen każdego fana szalonej klaunicy (rys. Chad Hardin)
Drugi epizod "Umrzeć ze śmiechem" jest najsłabszy nie tylko pod względem fabularnym, ale również graficznym. Joseph Michael Linsner to zwykły przeciętniak. Harley w jego wykonaniu jest kompletnie nijaka, brakuje jej zarówno seksapilu jaki zadziorności, którymi potrafili obdarzyć ją dwaj pozostali rysownicy. Na szczęście ten fragment jest najkrótszy, dzięki czemu nie psuje dobrego wrażenia, jaki wywarła na mnie szata graficzna tego komiksu.
 
Ocena Bastarda: ⭐⭐⭐⭐⭐⭐ (dobry) 

DODATKI

Wydawca: Egmont
Wydawca oryginalny: DC Comics
Tytuł oryginału: Harley Quinn - Volume 1 - Die Laughing
Cykl: DC Odrodzenie
Seria: Harley Quinn
Data wydania: 2 grudzień 2017
Tłumacz: Paulina Braiter
Format: 165 x 255 mm
Liczba stron: 156
Okładka: Miękka ze skrzydełkami
Papier: Kredowy
Druk: Kolor
ISBN-13: 9788328127784
Cena okładkowa: 39,99 zł

Tradycyjne, ładnie wydane "Odrodzenie". W bonusach galeria okładek i wstęp "Pomiędzy kadrami".


Ocena Bastarda: ⭐⭐⭐⭐⭐⭐ (dobry) 

PODSUMOWANIE

Koncepcja przyjęta przez autorów tej serii, w żaden sposób nie pozwala, by na poważnie włączyć ją do ogółu wydarzeń rozgrywających się w całym uniwersum. "Harley Quinn" idzie własną ścieżką i mimo że nawiązuje (między innymi poprzez występujące w niej postacie) do głównego nurtu, to jednak ewidentnie do niego nie należy. Można odnieść wrażenie, że przygody szalonej klaunicy dzieją się w innej, równoległej rzeczywistości. Czy to dobre rozwiązanie? Na dwoje babka wróżyła. Z jednej strony taki układ pozwala autorom na porzucenie wszelkich konwenansów i pełną swobodę twórczą, z drugiej jednak czyni z bohaterki wyrzutka uniwersum, szufladkując jednocześnie serię z jej przygodami jako nieco głupkowatą, komediową produkcję. Zdaję sobie sprawę, że dzięki takiemu podejściu tytuł ten zyskał sporą popularność, uważam jednak, że na dłuższą metę taki schemat może być nieco męczący. "Harley Quinn" naprawdę nieźle spisuje się jako jednorazowa odskocznia od klasycznych komiksów superbohaterskich, ale jako seria, którą miałoby się śledzić na bieżąco już niekoniecznie. No bo ile można jechać tylko i wyłącznie na żartach? Szczególnie, że nie wszystkie z nich są dobre. "Umrzeć ze śmiechem" potwierdza ów wzorzec. Ten komiks to zbiór nieustających gagów, z których niektóre są zabawne, a inne całkiem chujowe. Najgorsze jest to, że oprócz śmieszkowania (i ładnych ilustracji) seria "Harley Quinn" nie przynosi czytelnikowi żadnych innych emocji. Brakuje napięcia, wciągającej intrygi, zaskakujących zwrotów akcji, intrygujących bohaterów… Umiejętnie równoważąc elementy komediowe z nieco poważniejszą fabułą, można było wykreować ciekawszą historię, nie tracąc przy tym nic z satyrycznego oraz mocno rozrywkowego charakteru tej serii. Niestety autorom taki mariaż się nie udał (prawdopodobnie nie próbowali go w ogóle osiągnąć) i wyszło im całkiem przeciętnie czytadło.


Ostateczna ocena Bastarda: ⭐⭐⭐⭐⭐ (przeciętny)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz