wtorek, 9 października 2018

All-Star Batman – Tom 2 – Końce świata



Uwaga!!!

FABUŁA

Scenariusz: Scott Snyder

Przedstawiona przez Scotta Snydera historia ma formę łańcuszka, w której każdy epizod jest jednym ze spoiw nierozerwalnie związanym z resztą opowieści. W czterech odrębnych na pierwszy rzut oka rozdziałach Batman stawia czoła czterem klasycznym wrogom. Każde z takich spotkań prowadzi go do konfrontacji z kolejnym łotrem zaangażowanym w tę dość skomplikowaną intrygę.

Pierwsza historyjka przedstawia potyczkę Batmana z Mr Freeze'em. Odbywa się ona w lodowej scenerii alaskiego koła podbiegunowego, gdzie pan mrożonka ma swoją siedzibę. Jak się okazuje zimnokrwisty łotr planuje uwolnić uwięziony w lodowcu śmiercionośny wirus, który może stanowić ogromne zagrożenie dla całej ludzkości. Batman wyrusza więc na Alaskę, by udaremnić plan Victora Friesa. Na miejscu Nietoperz musi stawić czoła nie tylko Freeze'owi i obezwładniającemu zimnu, ale również bandzie zombiaków, będących pod rozkazami złoczyńcy. To właśnie pomysł z pomagierami Freeze'a ostatecznie rujnuje dobrze zapowiadający się klimat tej historii. Zamiast osobistej potyczki ze śmiertelnym wrogiem, mamy do czynienia z pseudo horrorem z udziałem zahibernowanych żywych trupów. Nie dość więc, że epizodzik ten sam w sobie jest dość bzdurny, to wrażenie przekombinowania potęguje jeszcze pompatyczna narracja. Scott Snyder zrezygnował z tradycyjnych dialogów, dołożył jakieś dziwne rozkminki oparte na słowach wiersza autorstwa Roberta Frosta, tworząc w ten sposób przefilozofowaną i pretensjonalną historyjkę o niczym.

Dalszy trop prowadzi Batmana na granicę Kalifornii z Nevadą, gdzie swoje tajne badania prowadzi doktor Pamela Isley. Mroczny Rycerz uderza do Poison Ivy, ponieważ wirus Freeze'a jednak się uwolnił i być może tylko ona będzie w stanie znaleźć remedium na rozszerzającą się śmiertelną zarazę. Batman przybywa więc prosić Poison Ivy o pomoc. W międzyczasie oboje muszą stawić czoła oddziałowi Czarnych Jastrzębi, którzy z jakiegoś powodu chcą załatwić panią doktor. Nie do końca wiadomo kim owe Czarne Jastrzębie są i czego tak naprawdę chcą. Wiadomo jedynie, że mają dostęp do zajebistego sprzętu. Ich komandosi nie dość, że są uzbrojeni po zęby, to jeszcze zostali wyposażeni w maskowanie kwantowe. Takie to cuda niewidy!
Zdecydowanie najfajniejszym elementem tego epizodu jest ukazanie Posion Ivy jako postaci niejednoznacznej. Nie jest to banalna łotrzyca, której trzeba wpierw wpierdolić, a następnie zamknąć ją w pokoju bez klamek. Jej motywacje są zrozumiałe i całkiem przekonujące. Szkoda jedynie, że sama historia nie jest specjalnie fascynująca. Tak czy inaczej po trochu dzięki dobrej gadce, a po trochu dzięki drobnemu fortelowi Batman ostatecznie urabia doktor Isley i może ruszać dalej.

Kolejnym przystankiem na jego drodze są bagna Missisipi, gdzie swoją zajebistą bazę (ciekawe skąd wziął na to pieniążki) posiada jeden z najnudniejszych wrogów Batmana... a jest nim wkurwiający karzełek z upodobaniem do nakryć głowy oraz prozy Lewisa Carrolla – Mad Hatter. Zanim jednak Batman stawi czoła temu obleśnemu knypkowi, znowu musi rozjebać ekipę Czarnych Jastrzębi. Po krótkiej walce, z jak się okazuje bandą żałosnych lamusów, przechodzimy już do bezpośredniej konfrontacji Mrocznego Rycerza z Szalonym Kapelusznikiem. Niestety jak zwykle starcie z tym wrogiem jest kompletnie nijakie i wtórne… Znowu mamy do czynienia z czapkami, kapeluszami oraz innymi beretami, znowu w grę wchodzi kontrola umysłu, a potyczka z łotrem dzieje się głównie wewnątrz łba bohatera. Próba zajrzenia wgłąb psychiki Mrocznego Rycerza jest jednak pobieżna i kompletnie nieabsorbująca. Jedyne co jest w tej historii w miarę fajne, to bezpośrednie nawiązania do wydarzeń dziejących się jeszcze w cyklu "Nowe DC Comics". Narracja po raz kolejny obywa się bez tradycyjnych dymków dialogowych, co samo w sobie nie jest złym rozwiązaniem i tym razem sprawdza się nieco lepiej niż w pierwszym epizodzie tego komiksu.

Ostatnia historyjka przedstawia starcie z łotrem, który całą tę intrygę zaplanował i wprowadził w życie. Okazuje się nim być sam R'as Al-Ghul, który wykombinował sobie, że wpierw ukaże Batmanowi trzy możliwe sposoby na koniec świata (każdy miał być reprezentowany przez łotrów występujących w poprzednich epizodach), by ostatecznie wprowadzić w życie swój własny pomysł na światowy kataklizm. Na pierwszy rzut oka wygląda to nieźle, ale kiedy tylko wchodzimy w szczegóły planu R'asa, okazuje się, że jest on mocno naciągany i teatralny. Snyder zupełnie niepotrzebnie prześciga się w wymyślaniu jakichś dziwnych rozwiązań motywujących działania łotra, kiedy często najlepszą metodą na ich przedstawienie jest zwyczajna prostota.
R'as Al-Ghul (rys. Jock)
Album ten wieńczy zakończenie historii "Przeklęte koło", której początek mogliśmy śledzić w poprzednim tomie serii. Głównym bohaterem tej historii jest najnowszy pomocnik Mrocznego Rycerza - Duke Thomas. Jest to opowieść o poszukiwaniu własnego miejsca w superbohaterskiej rodzinie Batmana. Duke czuje, że niekoniecznie pasuje do tego towarzystwa i nie do końca potrafi się odnaleźć w roli herosa. Jego przemyślenia są jak najbardziej na miejscu, szkoda jedynie, że cały anturaż tej historii jest już kompletnie do dupy. Akcja z Riddlerem, który w każdą rocznice ataku rozpoczynającego Rok Zerowy ("Nowe DC Comics"), dokonuje kolejnych zamachów wprost ze swojej celi, jest w swej przesadzie zwyczajnie durna. Signal dość szybko odkrywa, że Riddler połączył swe siły z dawnym kumplem Duke'a - Darylem Guttierezem, lepiej znanym jako łotr o ksywce Mister Bloom. Sytuacja robi się więc dla Duke'a bardzo osobista i teraz tylko on jest w stanie powstrzymać złoczyńców. Intryga nie jest specjalnie porywająca, a jej finał sprawił, że z jakiegoś powodu przypomniały mi się ostatnie sceny z pierwszej części "Matrixa".

⭐⭐⭐ (słaby)

ILUSTRACJE

Rysunki: Jock, Tula Lotay, Giuseppe Camuncoli, Francesco Francavilla

Tusz: Jock, Tula Lotay, Mark Morales, Francesco Francavilla

Kolory: Matt Hollingsworth, Tula Lotay, Dean White, Lee Loughridge, Francesco Francavilla

Każdy z epizodów rysowany jest przez innego artystę i jedynie Jock pojawia się w tym albumie dwukrotnie. Niestety ja nie przepadam za jego kreską… to znaczy inaczej… kreska nie jest zła, Jock świetnie sprawdza się w rysowaniu plakatów oraz okładek, ale historie o Batmanie niekoniecznie mu nie leżą. Gość rysuje pierwszy i ostatni epizod "Końców świata" i moim zdaniem wygląda to tak sobie. Nie pomaga tutaj też średnia kolorystyka, która paradoksalnie barwowo lepiej wygląda w pierwszym epizodzie (autor Matt Holingsworth), fajnie ukazując klimat lodowych pustkowi. Dlaczego paradoksalnie? Ponieważ kolory nakładane są techniką rastrową. Kurwa, te jebane kropeczki to relikt przeszłości, po kiego chuja je jeszcze stosować? Chcę oglądać pełne, głębokie kolory, a nie jakieś pierdolone groszki!
Batman vs. Mr Freeze (rys. Jock)
Drugi epizod rysowany i kolorowany jest przez Tulę Lotay. Brytyjka rysuje naprawdę ładnie, szczególnie jeśli chodzi o twarze. Pamela Isley w jej wykonaniu wygląda całkiem zacnie. No ale to tyle jeśli chodzi o zachwyty. Pani Lotay (a właściwie Lisa Wood, bo tak się naprawdę angielska rysowniczka nazywa) kompletnie olewa tła, a kolorystycznie ta część komiksu wygląda jak jakiś psychodeliczny sen narkomana.
Batman i Posion Ivy walczą z oddziałem Czarnych Jastrzębi (rys. Tula Lotay)
Trzeci rozdział "Końców Świata" zilustrowany został przez dobrze znanego mi z marvelowskiej serii "The Superior Spider-Man" włoskiego rysownika Giuseppe Camuncoli'ego. Szału nie ma, ale trzeba przyznać, że epizod z Mad Hatterem jest całkiem przyzwoicie narysowany i bardzo ładnie pokolorowany przez Deana White'a.
Potyczka z Mad Hatterem rozgrywa się w umyśle Batmana (rys. Giuseppe Camuncoli)
Zakończenie "Przeklętego koła" wypełniają pracę Francesco Francavilli. Absolutnie nie mam nic do tego włoskiego artysty, poza tym, że jego styl również nie pasuje mi do komiksów o Batmanie. To podobny przypadek jak u wspomnianego wcześniej Jocka (chociaż trzeba przyznać, że kreska obu panów różni się diametralnie). Pulpowa kolorystyka jaką proponuje nam Francavilla nijak nie współgra z klimatem otaczającym Mrocznego Rycerza i nikt nie przekona mnie, że jest inaczej.

⭐⭐⭐⭐⭐ (przeciętny)

DODATKI

Tytuł: All-Star Batman – Tom 2 – Końce świata
Tytuł oryginalny: All-Star Batman – Volume 2 – Ends of the Earth
Wydawca: Egmont Polska
Wydawca oryginału: DC Comics
Cykl: DC Odrodzenie
Seria: All-Star Batman
Data wydania: 11 lipiec 2018
Tłumacz: Tomasz Sidorkiewicz
Format: 165 x 255 mm
Liczba stron: 132
Okładka: Miękka ze skrzydełkami
Papier: Kredowy
Druk: Kolor
ISBN-13: 9788328126527
Cena okładkowa: 39,99 zł

W bonusach galeria okładek.

⭐⭐⭐⭐⭐⭐ (dobry)

PODSUMOWANIE

"Końce świata" to historia o liniowej fabule, w której każdy kolejny epizod jest konsekwencją poprzedniego. Intryga powoli odkrywa swoje zawiłości, krok po kroku prowadząc Batmana od jednego łotra będącego częścią spisku do innego, również weń zaangażowanego. Każdy z czterech rozdziałów tej historii scenarzysta poświęca innemu wrogowi Batmana i każdy z nich jest opowiedziany w innym stylu, zupełnie jakby Snyder dopiero poszukiwał drogi jaką chce podążyć. Niestety zabawa konwencjami tym razem nie wychodzi mu na dobre. Wygląda na to, że po przynajmniej dobrym (momentami bardzo dobrym) runie Batmana w cyklu "Nowe DC Comics", Snyder nie ma już pomysłu na Mrocznego Rycerza i błądzi po omacku. Historia z tego albumu jest mocno przegięta, kompletnie nieangażująca i zwyczajnie nudna. Co gorsza Snyder popełnia ciągle ten sam błąd, wpierdalając w jeden komiks całe hordy różnych wrogów Batmana, zupełnie jakby myślał, że samą ich ilością podniesie atrakcyjność napisanej przez siebie opowieści.
Oprawa graficzna "Końców świata" pomimo występów kilku dobrych artystów wypada niestety całkiem przeciętnie. Reasumując album ten jawi mi się jako wyprute z emocji przekombinowane dzieło, napisane przez przeżywającego kryzys twórczy scenarzystę.

Ostateczna ocena: ⭐⭐⭐ (słaby)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz