piątek, 22 grudnia 2017

Nightwing - Tom 1 - Lepszy niż Batman

Uwaga!!!

FABUŁA

Scenariusz: Tim Seeley

Dick Grayson ponownie w roli Nightwinga! Przywdzianie kostiumu, nie rozwiązuje jednak niezałatwionych spraw z przeszłości, które nie pozwalają na pełny powrót do dawnego życia. Szantażowany przez Parlament Sów bohater, zostaje zmuszony do wykonywania jego poleceń i współpracy z tajemniczym Raptorem. Jak się jednak szybko okazuje nowy partner, tak samo jak Nightwing, marzy o tym, by zniszczyć swojego mocodawcę. Tylko czy aby na pewno Raptorowi można zaufać? Czy zawarty przez Dicka sojusz z podającym się za sprzymierzeńca tajemniczym mężczyzną jest dobrym pomysłem? 

Początek komiksu to prowadzący do momentu w którym Dick Grayson ponownie przywdziewa kostium Nightwinga prolog, który złożony jest niemal wyłącznie z wyrwanych z kontekstu walk bohatera z jakimiś bliżej nieokreślonymi dziwacznymi przeciwnikami. Raz są to niezwykle komiczni kolorowi brodacze, innym razem zaś groteskowy stworek będący skrzyżowaniem różowego yeti oraz jednorożca.
Dick Grayson walczy z bandą niedorzecznych, kolorowych kolesi (rys. Yanick Paquette)
Najważniejsze, że podczas tych starć Dick ma czas pogawędzić sobie z sojusznikami, omawiając z nimi kilka najbardziej palących tematów. Bastard nie wie skąd się wzięła ta maniera w komiksach superbohaterskich, że większość dialogów musi być prowadzonych akurat w trakcie napierdalanki. Scenarzystom szkoda stracić kilka kadrów na ukazanie rozmowy protagonistów w normalnych warunkach? Lepiej dać w tym czasie efektowną bijatykę z jakimś kosmicznym mutantem, albo jeszcze lepiej niech bohaterowie tłuką się między sobą. Gawiedź będzie zachwycona!
Prawdziwa akcja rozpoczyna się w momencie kiedy Nightwing spotyka Raptora, aby wspólnie z nim wykonać pewną misję dla Parlamentu Sów. Obaj szybko dochodzą jednak do wniosku, że mają zbieżne plany polegające na zniszczeniu swoich zleceniodawców. Zawiązujące się w tym momencie przymierze, jest także podwaliną dla istoty całej intrygi. Zarówno Raptor jak i Parlament Sów dążą bowiem do osiągnięcia własnych celów, skrywając przed Nightwingiem swoje prawdziwe motywacje. Niestety ich podłoże w obu przypadkach jest całkiem mętne, przez co niespecjalnie przekonujące. 

Najbardziej szwankującym elementem fabuły są jednak stosunki panujące między poszczególnymi protagonistami. W większości przypadków kompletnie bezbarwne, co najdobitniej potwierdza casus głównego bohatera. Nightwing to straszna pizda! Bohater, który budzi w czytelniku absolutne zobojętnienie. Koleś pragnie wyjść z cienia Batmana? Kompletnie mu to nie wychodzi. Próbuje powtórnie nawiązać bliższe stosunki z Batgirl? Zabiera się za to tak pierdołowato, że szkoda słów. Sprzymierza się z Raptorem, by obalić Parlament Sów? Zostaje przez wspólnika dokumentnie wydymany... I tak niemal w każdej sytuacji.

Niestety całokształtem komiks ten przypomina samego Nightwinga – jest mało wyrazisty, nudnawy i momentami całkiem niemądry. Scenarzyście Timowi Seeley'owi zdarzyło się popełnić kilka fabularnych absurdów, jak chociażby scena w której Raptor wpierw omdlewa z upływu krwi, by chwilę potem (po przeprowadzeniu szybkiej transfuzji) znowu być pełnym energii. Rozmemłany główny bohater oraz naciągana intryga poprzeplatana walkami z cudacznymi monstrami nie pozwala na to, by wciągnąć się w tę historię bez reszty. Tutaj zwyczajnie nie ma się czym ekscytować.

Ocena Bastarda: ⭐⭐⭐⭐ (nijaki) 

ILUSTRACJE

Rysunki: Javier Fernández, Yannick Paquette
Tusz: Javier Fernández, Yannick Paquette
Kolory: Chris Sotomayor, Nathan Fairbairn

Szata graficzna jest na bardzo przeciętnym poziomie, zarówno ze względu na średnio atrakcyjną kreskę głównego rysownika Javiera Fernándeza, jak i mało schludną, nieciekawą kolorystykę. Wszystko wygląda jakby było robione na łapu-capu, ze względu na goniące autorów nieubłagane terminy. Standardowa dla seryjnie wydawanych komiksów superbohaterskich hurtowa, rzemieślnicza robota, która nie pozostawia twórcom zbyt wielkiego pola do popisu. Pośpiech przy pracy nie pomógł również przy projektowaniu poszczególnych postaci. Kostium Raptora wygląda jakby był kompletowany w ciucholandzie, a potworki z którymi w krótkich starciach mierzy się Nightwing są okrutnie tandetne (vide "zabójczorożec" - wygląda tak samo chujowo jak się nazywa).
Zabójczorożec - różowe yeti z rogiem na czole (rys. Yanick Paquette)
Ocena Bastarda: ⭐⭐⭐⭐⭐ (przeciętny) 

DODATKI

Wydawca: Egmont
Wydawca oryginalny: DC Comics
Tytuł oryginału: Nightwing - Volume 1 - Better Than Batman
Cykl: DC Odrodzenie
Seria: Nightwing
Data wydania: 2 grudzień 2017
Tłumacz: Tomasz Sidorkiewicz
Format: 165 x 255 mm
Liczba stron: 156
Okładka: Miękka ze skrzydełkami
Papier: Kredowy
Druk: Kolor
ISBN-13: 9788328127791
Cena okładkowa: 39,99 zł

Egmontowskie "DC Odrodzenie" w pełnej krasie. W bonusach wstęp „Pomiędzy kadrami” autorstwa Małgorzaty Chudziak oraz galeria okładek.

Ocena Bastarda: ⭐⭐⭐⭐⭐⭐ (dobry) 

PODSUMOWANIE

Czy Nightwing, jak sugeruje tytuł pierwszego tomu jego przygód, faktycznie jest lepszy niż Batman? Porównując pierwsze tomy obu serii, trudno jest być gorszym od Mrocznego Rycerza w adaptacji Toma Kinga. Niemniej jeśli Nightwing ma jakąś przewagę nad Gackiem, to nie jest ona znacząca. Największym problemem tego komiksu jest jego kompletna bezbarwność. Pomimo dość zawiłej intrygi oraz sporej dawki akcji, to tak naprawdę niewiele ciekawego się w nim dzieje. Fabuła toczy się zrywami i jest przewidywalna, bohaterowie są drętwi (szczególnie Nightwing), a relacje między nimi panujące sztuczne i nad wyraz emfatyczne. Na pewno nie jest to historia, której echo zagnieździ się w głowie czytelnika na dłużej i nawet jego warstwa graficzna (bardzo przeciętna zresztą) nie przekonuje do tego, by śledzić kadry ze zwiększoną atencją. Po zakończeniu lektury pierwszego tomu przygód Dicka Graysona odkłada się go na półkę i szybko o nim zapomina… Zresztą, Nightwing? Kogo obchodzi jakiś Nightwing?
 Ostateczna ocena Bastarda: ⭐⭐⭐⭐ (nijaki)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz